Tajemnica rzeźby wyjaśniona

Jakiś czas temu na korytarzu obok dziekanatu ponownie pojawiła się  rzeźba, którą pamięta wiele roczników studentów, również ja. Rzeźba była stałym elementem tego korytarza już za moich studenckich czasów. Pamiętam, że zastanawialiśmy się wtedy, co przedstawia i właściwie skąd się wzięła. Myślę, że te same pytania zadawali sobie moi starsi i młodsi koleżanki i koledzy z braci studenckiej. Dzisiaj wiem, że towarzyszyły one również pracownikom wydziału. Niedawno, całkiem nieoczekiwanie, zagadka się wyjaśniła. Zaniepokojona zniknięciem dzieła, podjęłam poszukiwania i dowiedziałam się, że rzeźba podlega właśnie renowacji, której dokonuje jej autor – absolwent naszego wydziału – Pan Michał Majewski.

28.01.2019 r. rzeźba ponownie zajęła swoje, należne jej miejsce, a obecnie otrzymała  nową tabliczkę informacyjną. Od dzisiaj kolejne pokolenia nie będą musiały zachodzić w głowę co przedstawia i co autor miał na myśli. Takie właśnie były moje pierwsze pytania do Pana Michała, gdy się spotkaliśmy przy okazji przekazania jego dzieła. Wyjaśnienia autora znajdują się w krótkiej opowieści poniżej. Zapraszam do lektury.

J. Molenda 

„Zdarzyło się jakieś czterdzieści pięć lat temu, gdy jako student drugiego roku Wydziału Mechanicznego Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni stwierdziłem, że nie bardzo mi się chce chodzić na wykłady, szczególnie te o siódmej rano, i poszedłem do dziekana z prośbą o umożliwienie mi edukacji "trybem indywidualnym". Jako uzasadnienie podałem, że pragnę realizować także inną (poza studiowaniem) swoją pasję - rzeźbienie w drewnie. Dziekan, choć pełen obaw, pochylił się nad moją prośbą i na próbę zwolnił mnie z trzech przedmiotów. Matematykę, elektrotechnikę i... nie pamiętam już co, mogłem studiować sam sobie, umawiając się jedynie z wykładowcami na konsultacje. Dziekan postawił także warunek: "Do końca semestru proszę wykonać rzeźbę dla dziekanatu, żeby udowodnić, że pańska pasja nie jest fikcją".
Wykonałem.
Po ponad czterdziestu latach zajrzałem do mojej Alma Mater i z radosnym zdumieniem oraz ogromną satysfakcją zobaczyłem, że w holu dziekanatu wciąż stoi. W nieco opłakanym stanie, ale stoi! I wpadłem na pomysł: spotkałem się z Dziekanem Wydziału Mechanicznego - obecnie Uniwersytetu Morskiego, i poprosiłem o wypożyczenie rzeźby w celu poprawienia, dorobienia postumentu itd. Dziekan wyraził zgodę. Wypożyczył. Postawił jednak warunek: "Proszę też nadać temu nazwę, bo wszyscy się zastanawiają, co to jest". 

Poprawiłem, dorobiłem, tylko nazwy nie pamiętałem. Wiedziałem przecież, że to miało jakąś nazwę. Pamiętałem jedynie, że to alegoria - postać dźwigająca głaz jako zobrazowanie studenckiego trudu w Szkole Morskiej. Chwilę to trwało, ale przypomniałem sobie. W dość intymnych okolicznościach, przypomniałem sobie, jaką nadałem nazwę tej swojej rzeźbce dawno temu :). Nazwę jakby całkiem oczywistą, na tamten czas młodzieńczy, pełen romantycznych marzeń o morskich podróżach, o "zdobywaniu świata" podczas wędrówek przez morza i oceany, i w chłodzie i w tropikalnym skwarze, i w pełnym słońcu, i pod nocnym nieboskłonem pełnym gwiazd. Oczywistą, a jakże, dla wszystkich (nie wiem jak teraz) "chłopców ze Szkoły Morskiej" - oczywistą "ideą", która nas popchnęła do zdobycia tego fachu, ze świadomością, że trzeba przebrnąć przez ciężki okres studiowania.

"Per aspera ad astra" - taki tytuł nadałem mojej rzeźbce zrobionej czterdzieści kilka lat temu, która teraz wróciła po odnowieniu na swoje miejsce w holu Dziekanatu Wydziału Mechanicznego Uniwersytetu Morskiego w Gdyni. Podczas jej rozpakowania asystowali dziekan dr hab. inż. Andrzej Miszczak, prof. UMG oraz prodziekan ds. dydaktycznych dr inż. Justyna Molenda. Pojawił się też dr Leonard Hempel, miałem więc wzruszającą przyjemność spotkać się po wielu latach z promotorem mojej pracy dyplomowej. Dr Hempel stwierdził, że mnie poznaje i poinformował, że ta moja rzeźba przez studentów nazywana była "dziekan po pierwszej kadencji". Przy okazji odbyliśmy też spacer po szkole, dla mnie spacer sentymentalny. Ogromna część jest już po remoncie, ale są też miejsca, które wcale się nie zmieniły, na przykład tokarnia, na której, w trakcie narzynania gwintów, zapomniałem wyjąć klucz z wrzeciona, uruchomiłem maszynę, no i klucz utracił kwadratową końcówkę, hacząc o łoże.
- Melduję, że popełniłem błąd - powiedziałem wtedy do naszego instruktora.

- I jaki stąd wniosek? - on na to. 

- Uczymy się na błędach... - spróbowałem nieśmiało.

- Nie! Uczymy się w szkole! - odpowiedział i odesłał mnie do ślusarni, gdzie ręcznie, za pomocą pilnika, musiałem odtworzyć kwadrat na końcu klucza.”

 

Michał Majewski

Absolwent Wydziału Mechanicznego ‘1978

 

Rzeźba „w ruchu” do pooglądania tutaj, a statyczna – w holu obok wejścia do pokoju Dziekana.

Podmiot udostępniający: 

Wydział Mechaniczny

Wytworzył informację:

J. Molenda
22.05.2019